Wnuczka nazistowskiego oprawcy: Mój dziadek by mnie zastrzelił
Jennifer Teege mając 38 lat odkryła przypadkiem, że jest wnuczką Amona Götha, komendanta obozu koncentracyjnego w Płaszowie. To jedno zdarzenie zachwiało jej życiem i całkowicie je zmieniło, musiała stawić czoła rodzinnej historii.
Anna Piątkowska, Interia.pl: W filmie zapowiadającym twoją książkę "Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił" mówisz: "Jestem wnuczką Amona Götha, oprawcy, który pozbawił życia tysiące osób". Czy to stwierdzenie określa ciebie, to, kim jesteś?
Jennifer Teege: - Ja - Jennifer Teege to dużo więcej niż tylko wnuczka Amona Götha. Może dlatego, że o moim dziadku dowiedziałam się mając 38 lat i wcześniej miałam już swoje własne życie. W przeciwieństwie do innych dzieci lub wnuków nazistowskich oprawców, ja definiuję siebie inaczej, poprzez coś innego.
Czy pochodzenie stało się dla ciebie rodzajem piętna, stygmatu?
- Nie, to raczej wyzwanie.
Kiedy przeczytałam, jak piszesz o swoim dziadku: "Co powiedziałby swojej czarnej wnuczce, która w dodatku mówi po hebrajsku? Byłabym dla niego paskudztwem, bękartem urągającym honorowi rodziny. Mój dziadek na pewno by mnie zastrzelił" przeszły mnie dreszcze.
- Przede wszystkim to jest hipoteza. To, jak ja wyglądam - bardzo dużo brakuje mi do aryjskiego ideału - jakie mam poglądy, co myślę - to chyba nie mogłoby się spodobać mojemu dziadkowi. Jego chęć posiadania władzy, przyjemność, jaką czerpał z zadawania bólu, zabijania ludzi, odbierania im prawa do życia są mi bardzo, bardzo odległe. Ja nawet nie jestem w stanie tego pojąć, zrozumieć. Dlatego odcinam się od niego absolutnie.
Dlatego opowiadasz swoją historię?
- Nie. Napisałam tę książkę z kilku powodów. Przede wszystkim jest to rodzaj pracy, terapii dotyczącej mojej historii rodzinnej, tego, że jestem wnuczką Amona Götha. W momencie, gdy znalazłam książkę i dowiedziałam się o historii mojej biologicznej rodziny, przez pół roku nie rozmawiałam na ten temat z nikim oprócz mojego męża, nawet z rodziną adopcyjną. Musiałam najpierw zrozumieć, co to wszystko znaczy. To był bardzo cichy i samotny proces. Bardzo cierpiałam. Potem szukałam pomocy u terapeutów, kogoś, kto pomoże mi zgłębić ten temat, bo sama nie mogłam go pojąć. Dopiero wówczas zrozumiałam, co ta historia oznacza dla mnie. Od momentu, kiedy dowiedziałam się prawdy o mojej biologicznej rodzinie minęło pięć lat. Dziś nie jestem już wnuczką Amona Götha, ale połączeniem tego, kim byłam zanim się o tym dowiedziałam, z tym, co na mnie ciąży i z odpowiedzialnością za to.
- Drugi powód jest prywatny - walka z depresją, która mnie od lat dręczyła. Oczywiście jej powodem było odkrycie rodzinnej tajemnicy, ale to nie jedyny powód. Moje doświadczenia z dzieciństwa nie były oczywiście łatwe, rodzinna przemoc, której doświadczyłam przez męża mojej matki i sierociniec składały się na tę depresję. Nie potrafiłam się tej ciężkiej, ciemnej chmury pozbyć. Od tego momentu, kiedy wyjaśniła się ta tajemnica, kiedy ją przepracowałam, depresja minęła. Chciałabym, żeby moje dzieci nie przechodziły przez to, co ja. Dlatego uważam, że wszystko to musiałam odkryć - tę drogę, która mnie uzdrowiła. To jest prywatny powód, dla którego ta książka powstała.
Jak została przyjęta twoja książka w Niemczech?
- Wojenne historie rodzinne to w Niemczech wciąż ważny temat. To jest coś, co dużo, dużo później stało się dla mnie jasne, że ja jestem w to uwikłana poprzez bycie wnuczką Amona Götha. Poczucie, że powinnam opowiedzieć tę historię ze względu na ludzi, którzy przeżyli wojnę, którzy byli świadkami tej historii. Ofiary mojego dziadka nie są dla mnie anonimowe, myśląc o nich, widzę twarze osób, które spotkałam podczas studiów w Izraelu i które przeżyły Holocaust. Na spotkanie za mną przychodzą także starsi ludzie, którzy brali udział w tych wydarzeniach i oni nie widzą we mnie autorki książki, Jennifer Teege, osoby prywatnej, ale wnuczkę Amona Götha.
- Dla tych ludzi jestem kimś szczególnym, bo widzą, że pomimo tego, że płynie we mnie ta sama krew, jestem kimś zupełnie innym. Można powiedzieć, że jestem zaprzeczeniem mojego dziadka, który stał się symbolem zła. Ja jestem kimś innym niż to, co reprezentował mój dziadek, dlatego ważne było dla mnie opowiedzenie tej historii. To jest znak nadziei.
Nie bałaś się negatywnych reakcji?
- Nie. Boję się wielu rzeczy, ale nie ludzi. Ta książka jest bardzo osobiście napisana. Chciałam, żeby czytelnicy poczuli, a nie tylko poznawali fakty. Poza tym dostaję znaki, że moja książka jest odbierana na różnych poziomach. Odnajdują w niej siebie nie tylko potomkowie zbrodniarzy wojennych, ale osoby borykające się z rodzinnymi tajemnicami, czy depresją. Dla nich też może być znakiem nadziei, że mimo, że nie miałam najlepszego startu w życiu, udało mi się "wyjść na ludzi", że stanowiło to dla mnie wyzwanie do tego, by walczyć o siebie.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że nie chcesz być naczelną wnuczką nazisty, a jednak jeździsz po świecie i opowiadasz swoją historię.
- Jestem zapraszana. Ta historia jest ważna nie tylko dla mnie, dlatego uważam, że powinnam się spotykać i rozmawiać na ten temat, ale mam też inne życie. Ludzie chcą ze mną rozmawiać i dla mnie to jest bardzo ważne, ale jestem przy tym wszystkim sobą. Przez trzy dni w Polsce poświęciłam czas wyłącznie książce, ale poza tym jestem matką - zaraz jadę z dziećmi na ferie, zajmę się domem, codziennością. Kiedy wrócę do domu, problemem będzie, że pranie jest niezrobione. Będę normalną matką, a nie wnuczką Amona Götha. Zajmuję się książką i tą historią bardzo intensywnie, ale to nie jest całe moje życie. Wszystko to robię bardzo świadomie.
Czy twoi synowie wiedzą, kim był ich pradziadek?
- Tak.
"Jako dziecko patrzyłam w lustro i widziałam od razu, że jestem inna, widziałam, jak ciemna jest moja skóra, jak kręcone są moje włosy. Wokół mnie byli sami niscy blondyni: moi rodzice adopcyjni, przybrani bracia. (...)
Po tym dniu w bibliotece znów spoglądałam w lustro, tym razem szukając podobieństw. Przechodziły mnie ciarki na myśl o tej przynależności - do Göthów. Linia między nosem a ustami - taka sama jak u mojej matki i mojego dziadka. Przez chwilę pomyślałam: muszę się jej pozbyć, usunąć laserowo, wyciąć! Jestem wysoka - jak matka, jak dziadek. Gdy po wojnie wieszano Amona Götha, kat musiał dwukrotnie skracać sznur - nie docenił wzrostu skazańca. Zachował się film, na którym pokazano, jak mój dziadek zostaje stracony. Zamierzano udokumentować, że naprawdę nie żyje. Dopiero przy trzeciej próbie zawisł ze złamanym karkiem".
Psychologowie mówią, że dzieci i wnuki nazistów często czują się w obowiązku przepraszać za to, co zrobili ich rodzice czy dziadkowie. Niklas Frank, twoja matka - Monika Göth mówią o tym, że całe ich życie upłynęło w cieniu ojców i że jest to dla nich ogromne cierpienie. Ale ty mówisz mocno: nie istnieje dziedziczny grzech, każdy ma prawo budować własną biografię.
- Tak, wina nie jest dziedziczona. Jednak sytuacja drugiego pokolenia była zupełnie inna - to ich rodzice byli zbrodniarzami. Od tego ciężko się było zdystansować, choć wierzę, że jest to możliwe, bo każdy człowiek może być tym, kim chce. Mnie ukształtowało coś zupełnie innego niż ich, nie wiedziałam przecież, że mój dziadek był zbrodniarzem.
Twojej mamie udało się uwolnić od brzemienia, jakie niosło ze sobą nazwisko Göth?
- Nie mogę za nią mówić, ale nie wygląda na szczęśliwą.
Kiedy dowiedziałaś się, kim był twój dziadek, próbowałaś go jakoś usprawiedliwić lub chociażby wytłumaczyć?
- Nigdy go nie usprawiedliwiałam, ale próbowałam szukać w jego biografii czegoś pozytywnego, chciałam się dowiedzieć czegoś więcej o nim jako człowieku, o tym, gdzie się wychowywał, co miało na niego wpływ, dlaczego został tym kim był. Człowiek przecież nie całe życie jest taki sam, zmienia się, rozwija pod wpływem różnych wydarzeń, ludzi, to przecież ciągły proces. Co takiego się stało, że mój dziadek stał się zbrodniarzem, symbolem zła? To było trudne, bo mój dziadek zrobił tyle okrutnych rzeczy nie dlatego, że opętał go jakiś zły duch, ale dlatego, że świadomie wybrał taką drogę.
- Chciałam zrozumieć, czy w jego dzieciństwie lub młodości stało się coś, co w ten sposób go ukształtowało, sprawiło, że stał się potworem. Wierzę, że czasy, w których żył, okoliczności dawały pewne przyzwolenie na takie zachowanie, na myślenie, że im więcej ludzi zabije, tym wyżej znajdzie się w jakiejś hierarchii. Jednak jestem przekonana, że jakaś część jego osobowości to osobowość psychopaty, ogromny narcyzm i przekonanie, że ja sam jestem ważny. Ale dla mnie to przekracza ludzką możliwość pojmowania, dlatego też łatwo jest mi się od niego odciąć, zdystansować.
"Myślę, że tylko wtedy będziemy w stanie rozprawić się z przeszłością i zostawić ją za sobą, gdy będziemy potrafili swobodnie się z nią obchodzić. Ci bowiem, którzy żyją w przekonaniu, że muszą ukrywać siebie, swoją tożsamość zawsze będą cierpieli z jej powodu. To między innymi dlatego byłam tak zrozpaczona, gdy dowiedziałam się, co moja matka przede mną ukrywała: tajemnicę rodzinną, w której cieniu minęło całe jej dzieciństwo i młodość i w której również mnie pozwoliła dorastać. Dowiedziałam się o tym wszystkim zbyt późno. Chciałabym, żeby potrafiła rozpoznać tę moją wewnętrzną potrzebę poznania prawdy, żeby domyśliła się w jakiś sposób, jak ogromny smutek towarzyszył mi przez wszystkie te lata i jaka ulgą byłoby dla mnie wcześniejsze poznanie historii mojej biologicznej rodziny".
Do dziadka masz jednoznaczny stosunek, zupełnie inaczej niż do babci Ruth Irene Kalder. Z jednej strony mówisz, że to jedyna osoba, przy której czułaś się bezpiecznie będąc dzieckiem, ktoś kto cię kochał i akceptował. Z drugiej jednak strony zarzucasz jej, że tak naprawdę nie zrobiła nic, by zapobiec złu, które było udziałem Amona Götha.
- To dziwne, ale po wojnie nie wytoczono mojej babci żadnego procesu. Najpierw moje myśli zdominował dziadek, który napawał mnie wielkim strachem, refleksje dotyczące babci przyszły później, zaczęłam dużo o niej myśleć, o tym, dlaczego milczała widząc te wszystkie okrucieństwa. Dotarło do mnie, że Amon Göth był tak blisko niej, był członkiem mojej rodziny, to był mężczyzna mojej babci, którego ona bardzo kochała. Obraz babci stał się zupełnie inny i najtragiczniejsze było właśnie połączenie tych dwóch jej wizerunków. Nie chciałam stracić mojej babci, bo to jedyna przyjazna mi osoba z mojego dzieciństwa! Ale wciąż zadawałam sobie pytania, jak moja babcia mogła być z tak złym człowiekiem? Chciałam zrozumieć, czy ja, jako kobieta, mogłabym kochać Amona Götha jako mężczyznę? Jedyne porównanie, jakie mi przychodzi do głowy to uczucie, które żywię do moich dzieci - bardzo je kocham i nie wiem, czy byłabym w stanie przestać je kochać, gdyby kiedyś w swoim życiu zrobiły coś bardzo złego, gdyby kogoś zabiły. Czy ja bym je kochała?
Przeczytaj także: Zamieszkali z duchem "Wampira z Krakowa"
To miłość bezwarunkowa.
- Dokładnie! Myślę, że nadal, bym je kochała. Mogłabym potępiać ich czyny, ale to coś zupełnie innego. Tylko tak mogę wytłumaczyć to, co zrobiła moja babcia, a właściwie, czego nie zrobiła. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że ślepa miłość to za mało, żeby to wytłumaczyć, usprawiedliwić. Ona przecież mogła kochać, ale nie być z nim, odejść. Nie zrobiła tego i ja nie jestem w stanie pojąć tej sytuacji. Nie mogę jej oceniać, bo nie wiem wszystkiego, ale jestem rozczarowana tym, że tak postąpiła. Nikt jej nie zmuszał, żeby przy nim była.
Taka jest jej wina?
- Tak i ona sama tę winę na siebie wzięła. Ale czy była jej świadoma? Nie wiem. Moja babcia popełniła samobójstwo i myślę, że było wiele powodów tego, babcia była bardzo chora, ale nie jestem pewna, czy moralna odpowiedzialność za to, co się działo w Płaszowie była jednym z powodów. Myślę, że sama przed sobą nie zdawała sobie sprawy z tej odpowiedzialności. W liście pożegnalnym, który zostawiła nie ma ani jednego słowa na ten temat.
Napisałaś: "Najgorsze, że pozostaje kwestia tej samej krwi: jakie dziedzictwo mi pozostawił?". Przerażało cię to?
- Ja cała należę do tej rodziny i nawet nie mogłam tego zanegować czy wybrać: to akceptuję, tego nie. Świadomość tego, kim jestem, do jakiej rodziny należę spadła na mnie po prostu. Na początku chciałam się do tego zdystansować, ale pojęłam właśnie za sprawą tej krwi, która nas łączy, że owszem, jesteśmy rodziną, ale to, że mamy taką samą krew, geny nie ma żadnego znaczenia! Bettina Göring, stryjeczna wnuczka Hermanna Göringa poddała się sterylizacji, żeby na świat nie przyszedł już żaden potwór. Ja uważam, że to nie jest dobre rozwiązanie. Wracamy tu do pytania o to, dlaczego napisałam tę książkę.
Czy kiedykolwiek pomyślałaś, że wolałabyś jednak nigdy się nie dowiedzieć o przeszłości swojej biologicznej rodziny?
- Nie, nigdy. Dziś, patrząc wstecz mogę powiedzieć, że to odkrycie mnie oswobodziło. Wtedy jeszcze nie wiedziałam oczywiście, że czegoś się przez to nauczę, że będę mogła się zdefiniować w jakiś inny sposób, a nawet odnaleźć szczęście i zadowolenie. Zawsze muszę dojść do sedna rzeczy. Byłabym zupełnie innym człowiekiem, gdybym odłożyła wtedy w bibliotece tę książkę na półkę.
Przeczytaj także: Żona Stalina. Zakochana czy zgwałcona?
Mam wrażenie nawet, że ta historia paradoksalnie uwolniła cię.
- W pewnym sensie tak. W dzieciństwie dręczył mnie pewien koszmar, wciąż nawracające depresje, które nie miały żadnego konkretnego powodu czy wytłumaczenia. Kiedy "przerobiłam" historię mojej rodziny te problemy także zniknęły. Wielu ludzi w takiej sytuacji, w jakiej ja się znalazłam staje przy końcu życia, dopiero wówczas zastanawiają się, co jest dla nich ważne, o co właściwie chodzi. Chcę się dzielić tym z ludźmi, cieszy mnie to. Próbuję tłumaczyć ludziom mój świat. Przemyślenie jest takie, ja próbuję tę książkę wytłumaczyć. Sprawia mi to ogromną radość i wciąż uczę się od innych ludzi i dostaję od nich ogromne wsparcie.
Z Jennifer Teege rozmawiała w 2014 roku Anna Piątkowska.
Cytaty pochodzą z książki Jennifer Teege "Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił".
Jennifer Teege (ur. 1970) - jest córką Niemki i Nigeryjczyka. Gdy miała cztery tygodnie, została oddana do domu dziecka, a w wieku siedmiu lat adoptowana. Przez cztery lata mieszkała i studiowała w Izraelu. Od 1999 roku pracuje jako copywriterka w branży reklamowej. Mieszka w Hamburgu.