Sowiecka zbrodnia na Polakach. Do dziś pozostaje zagadką

Latem 1945 roku, gdy na zachodzie Europa cieszyła się z zakończenia wojny, na wschodzie Polski rozpoczął się dramat, który do dziś nie znalazł swojego zakończenia. Ponad 600 osób – kobiet, mężczyzn, nastolatków – zniknęło bez śladu. Znani są jedynie sprawcy.

Obława augustowska

Obława augustowska była największą sowiecką akcją represyjną po zakończeniu II wojny światowej na ziemiach polskich. Prowadzona z brutalną precyzją przez wojska sowieckie i wspierana przez lokalne struktury bezpieczeństwa PRL, objęła trzy powiaty: suwalski, augustowski i część sokólskiego. Na tych terenach prężnie działało podziemie niepodległościowe, któremu nie w smak była komunistyczna władza. Moskwa odpowiedziała bezlitośnie. W lipcu 1945 roku ruszyła szeroko zakrojona akcja pacyfikacyjna, znana jako obława augustowska. Wzięły w niej udział sowieckie jednostki 50. Armii III Frontu Białoruskiego, NKWD, a także oddziały polskiego 1. pułku praskiego oraz funkcjonariusze MO i UB. Łapanki trwały od 12 do 28 lipca.

Reklama

Zniknęli bez śladu

Ludzie znikali bez śladu — z domów, pól, ulic. Często bez zarzutów, na podstawie list tworzonych przez tajnych współpracowników. Nierzadko zabierano osoby zupełnie przypadkowe — dla "uzupełnienia liczby". Nie miało znaczenia czy byli to mężczyźni, kobiety, czy nastolatkowie. Po brutalnych przesłuchaniach wypuszczano tylko część zatrzymanych. Reszta — około 600 osób — przepadła bez śladu.

Zobacz również: Zofia Kozińska: Przeżyliśmy, ale Sybir w nas został

Milczenie, które boli

Rodziny natychmiast rozpoczęły poszukiwania. Pisały do lokalnych i centralnych władz, a nawet do samego Stalina. Bezskutecznie. Władze milczały lub wypierały się wiedzy o zaginionych. W 1956 roku rozpoczęto sądowe procesy o uznanie zatrzymanych za zmarłych, lecz była to walka garstki ludzi z potężnym systemem totalitarnym, któremu zależało, by sprawę zamieść pod dywan.

Dopiero latem 1987 roku, gdy odnaleziono masowe groby w Wielkim Borze pod Gibami, temat powrócił. Choć okazało się, że to niemiecki cmentarz polowy, poruszenie społeczne było ogromne. Powstał Obywatelski Komitet Poszukiwań, który mimo represji władz rozpoczął zbieranie relacji, zdjęć i dokumentów. Rodziny, działacze opozycji, ludzie nauki i kultury połączyli siły.

Trop z Moskwy

Nowy trop w sprawie pojawił się w 2011 roku. Rosyjski historyk Nikita Pietrow opublikował w książce "Według scenariusza Stalina" szyfrogram gen. Wiktora Abakumowa do Ławrientija Berii z 21 lipca 1945 roku. Dokument zawierał prośbę o zgodę na "likwidację 592 polskich bandytów" zatrzymanych w Puszczy Augustowskiej. Nie znaleziono rozkazu wykonania, ale fakt, że żadna z ofiar nie wróciła ani nie nawiązała kontaktu z rodziną, nie pozostawia złudzeń.

Pojawiły się nowe hipotezy, które zwracają oczy w kierunku Prus Wschodnich. Wiadomo, że dowódca obławy gen. Iwan Gorgonow przyleciał na Suwalszczyznę i lądował w Olecku, stąd hipoteza, że to właśnie w tej okolicy może znajdować się mogiła ofiar. Inna teoria wskazuje na okolice Naumowicz koło Grodna. Jednak do dziś nie udało się potwierdzić, żadnej z tych hipotez.

Zobacz również: Przeżyła wojnę i wspomina jej koniec: To była ogromna uciecha, ale i smutek był duży

Pamięć i czekanie

Dziś na symbolicznym grobie w Gibach, pod drewnianym krzyżem postawionym w 1991 roku, płoną znicze. Co roku, w lipcu, odbywają się tam uroczystości upamiętniające ofiary "małego Katynia". Rodziny pragną tylko odnaleźć miejsce spoczynku swoich bliskich. By móc postawić nagrobek. By móc się pomodlić. By móc w końcu zamknąć rozdział, który przez osiemdziesiąt lat pozostaje otwartą raną w historii Polski.

Zobacz również: Damian Markowski: Mam wrażenie, że historycy ukraińscy znacznie częściej wolą rozmawiać o akcji "Wisła"

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama